Do
wojska zgłosił się na ochotnika, dzięki czemu sam mógł wybrać
przydział. Zdecydował się na wywiad, święcie przekonany, że
chodzi o wywiad dla prasy. Zawsze chciał być kimś sławnym.
Okazało się jednak, że trafił do wywiadu wojskowego, gdzie
rozgłos jest ostatnią pożądaną rzeczą. Ten gigantyczny lapsus
wynikał zapewne z faktu, że nasz łaknący popularności bohater
był wyjątkowo nierozgarniętym człowiekiem. Nierozgarniętym
niczym liście w listopadzie albo śnieg w dniu, w którym zima
zaskoczyła drogowców. Nie był za to wcale ani biały, ani żółty,
może więc lepiej odpuśćmy sobie te porównania ze śniegiem i
liśćmi. Może właściwsza byłaby kawa z odrobiną mleka, ale czy
kawa, a tym bardziej mleko, mogą być nierozgarnięte? Zostawmy
jednak innym roztrząsanie tego rodzaju dylematów i wróćmy do
naszego bohatera, który cierpiał niewypowiedziane katusze. Na nasze
szczęście wszystkie katusze zostały zapisane. Oto one:
1.
Katusze wynikające z lęku przed pobrudzeniem się, co z uwagi na
skórę koloru zaawansowanej spalenizny, której posiadaczem był
nasz świeżo upieczony żołnierz, wydaje się być nawet zabawne.
2.
Katusze związane z przeświadczeniem, iż jest się w piekle, pomimo
że kaloryfery nie grzeją w całej jednostce i wyprane onuce trzeba
suszyć podczas snu, wsuwając je sobie pod dupę.
3.
Katusze będące następstwem syndromu maminsynka, czyli totalnej
niezaradności życiowej lub całkowitej niezdolności
przedsiębrania.
Rzeczywistość
bowiem boleśnie rozminęła się z oczekiwaniami naszego
niebohaterskiego bohatera. A pierwsze miesiące pobytu w koszarach
były dla niego wręcz koszmarem. To nieustanne czołganie się,
padanie i powstawanie (brud), naciąganie na głowę przyciasnej
maski gazowej (piekielne duszności), czy notoryczne czyszczenie
trepów i broni (mom,
help me!),
wychodziło mu już bokiem. Na dodatek dobrowolnie skazywał się
głodowe męczarnie, bo na wojskowe żarcie bał się choćby
spojrzeć, gdyż w koszarowej stołówce zamiast big macków
serwowano kaszankę, zaś masło orzechowe zastępowała margaryna
palma. Tak, to bez wątpienia nie był american dream. Pewnego dnia
jednak wezwano młodego żołnierza do sztabu. Tam czekał już na
niego major Schwarzenegger, będący w tej opowieści istnym
szwarccharakterem, mężczyzna postawny i barczysty, z fizjonomią
gęsto posiekaną bliznami. Major, w momencie, gdy w progu gabinetu
pojawiła się postać szeregowca, nabrał powietrza w płuca i
ryknął najdonośniej, jak tylko potrafił:
– Baczność!
– Szeregowy
Jackson melduje się na rozkaz, panie majorze!
– Spocznijcie
Jackson.
Szeregowiec,
opacznie zrozumiawszy polecenie, usadowił się w fotelu i założył
nogę na nogę.
– Wróć!
– wrzasnął major. – czy padła komenda siadać? Padnij! Sto
pompek, natychmiast!
– Tak
jest, panie majorze!
Żołnierz
bezzwłocznie przystąpił do wykonania polecenia, jednakże już po
drugiej pompce padł wyczerpany na podłogę.
– Wstawaj
kocmołuchu! Parkiet mi zapaskudzisz. Wezwałem cię ofermo, ponieważ
wyznaczono twą fajtłapowatą personę do misji szpiegowskiej na
terenie Związku Radzieckiego. Będziesz podszywał się pod Angelę
Davis, bo masz tak samo osmoloną mordę i podobny bałagan na
głowie.
Szeregowy pomyślał, że jeśli ma się upodabniać do jakiejś kobiety, to wolałby Dianę Ross, jednak nie wypowiedział na głos swej myśli, zaś major kontynuował:
– Tydzień temu otrzymałeś od sierżanta Reagana mini rozmówki amerykańsko-radzieckie z suplementem zawierającym partyjną nowomowę. Sprawdzimy teraz ile zdołałeś się nauczyć.
Szeregowy pomyślał, że jeśli ma się upodabniać do jakiejś kobiety, to wolałby Dianę Ross, jednak nie wypowiedział na głos swej myśli, zaś major kontynuował:
– Tydzień temu otrzymałeś od sierżanta Reagana mini rozmówki amerykańsko-radzieckie z suplementem zawierającym partyjną nowomowę. Sprawdzimy teraz ile zdołałeś się nauczyć.
I
major Schwarzenegger zadał Jacksonowi szereg pytań, wszystkie rzecz
jasna w języku radzieckim, a kompletnie zdezorientowany żołnierz
za każdym razem odpowiadał: „Da!”, bo tylko to słówko zdołał
opanować.
Wreszcie
major, mając już dość tej nonsensownej konwersacji, rzekł:
– Szeregowy
Jackson, jesteście skończonym idiotą. Za karę pobierzecie z
magazynu szmatę, pastę do podłóg i wyfroterujecie na błysk
parkiet w moim gabinecie. Poniał?
– Da!
– Odmaszerować!
I
tak przez parę kolejnych godzin szeregowiec, stojąc swymi
żołnierskimi buciorami na szmacie, przemieszczał się po
wypastowanej podłodze gabinetu, major Schwarzenegger przystawiał
zaś naśliniony palec do parkietu i jeśli tylko stwierdził na nim
obecność kurzu, krzyczał:
– To
ma być błysk, Jackson?! Podłoga jest brudna i matowa jak wasza
czarna gęba! Złapcie się za jaja żołnierzu i do boju!
I
posłuszny żołdak, wciąż szusując po parkiecie, jednocześnie
łapał się za przyrodzenie. Major natomiast wrzeszczał:
– Jesteście
ofermą Jackson? Odpowiadać!
– Da!
– replikował wschodzący król parkietu, któremu z wysiłku już
nawet języki się popierdoliły.
Młody
żołnierz pocił się niemiłosiernie, w duszy nazywał przełożonego
tępym mięśniakiem, jednak ciągle tańcował na szmacie. A major,
mając najwyraźniej niezły ubaw, dogadywał:
– Wywijacie
Jackson niczym profesjonalny tancerz. Jeszcze tylko muzyki wam
brakuje.
I
pokręcił gałką radioodbiornika, by odszukać jakiś odpowiedni
podkład, jednak z głośnika, zamiast muzyki, wydobył się głos
spikera: „Uwaga! Przerywamy audycję Country
& Bluegrass Top 20 Countdown,
żeby nadać ważny komunikat. Przed momentem Neil Armstrong, nasz
dzielny kosmonauta, wylądował na księżycu”. „A ja to niby
gdzie jestem?” – pomyślał szeregowiec. Właśnie w takich
okolicznościach powstał jego najsłynniejszy taniec – moonwalk.
Niby przez przypadek, bo gdyby Jackson miał łeb do języków
obcych, to pewnie nigdy nie froterowałby podłogi. Być może jadłby
garściami kawior z samym Breżniewem i oglądał wraz z nim w loży
honorowej popisy młodego Barysznikowa. Ale najważniejszy w tej
opowieści jest morał, że prawdziwy talent rodzi się w bólach.
Zaś szeregowy rezerwy Michael Jackson już nie musi stać na
baczność. Już spoczął – w alei zasłużonych gwiazd, tuż obok
księżyca.