_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 14-05-2296
Minęło już sporo czasu od momentu, kiedy postanowiłem kontynuować
badania naszego ojca. Na samym początku było cholernie ciężko.
Dysponowałem jedynie dwoma prastarymi zabytkami piśmiennictwa,
odnalezionymi przez tatę i zapiskami, które po sobie pozostawił. Dlatego
moje pierwsze próby pisania, nie różniły się prawie wcale od jego prób.
Śmiało można rzec, iż wówczas nie dodałem niemal nic od siebie.
Natomiast ojcu należą się pokłony i wieczny podziw potomnych, bo
posiadając tak niewiele danych potrafił stworzyć własny tekst. Gdyby nie
jego nieprawdopodobna intuicja, nigdy nie udało by mi się zajść tak
daleko. Iść czyimś śladem jest przecież dużo łatwiej, niż stawiać
pierwsze kroki. Nasz genialny tatko niewątpliwie przejdzie do historii
jako twórca pierwszego nowożytnego pisma. Tymczasem tutaj, w Strefie
Wykluczonych, co chwila natrafiam na coraz to kolejny zabytek słowa
pisanego. Odgrodziliśmy się kompletnie od tego gorszego w naszym
mniemaniu świata, jednak odgrodziliśmy się nie tylko ścianą nie do
przebycia. Dzieli nas nie tylko Wielki Mur Pogardy. Dzieli nas bariera
dźwięku.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 20-05-2296
Nie uwierzysz mi pewnie, zresztą nie wiem nawet, jak ci to wytłumaczyć.
Tutaj robią takie dziwne rzeczy. Przede wszystkim wcale nie zamykają się
w żadnych osobistych kapsułach, tak jak my, tylko mieszkają razem, po
kilka osób, w takich dużych, nie, nie potrafię tego tobie opisać. Oni to
nazywają domami. Oczywiście nieustannie też mówią, chociaż na razie nie
jestem w stanie zbyt wiele z tego zrozumieć. Dlatego porozumiewam się z
nimi wyłącznie za pomocą pisma. Dzisiaj napisali mi na przykład nowe
słowo: „seks”, i pokazali na czym to polega. To coś przechodzi wszelkie
wyobrażenia. Kiedy wrócę chciałbym tego z tobą koniecznie spróbować i
wciągnąć do tej zabawy nasze dzieci.
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 22-05-2296
Wyobraź sobie, że oni tutaj wcale nie zamawiają dzieci z rozdzielnika, a
uzyskują je przy pomocy tej czynności, o której ci ostatnim razem
pisałem. Trudno to wyrazić słowami, ale wygląda to mniej więcej tak, że
po pewnym czasie od zbliżenia kobiety i mężczyzny, dziecko wylatuje z
matki jak z katapulty. Jakaś niepojęta siła wyrzuca płód spomiędzy jej
nóg. Na dodatek nie wiadomo zupełnie, czego się po takim wyrzutku
spodziewać. Otóż oni w ogóle nie mają możliwości wizualizacji
indywidualnych preferencji, czyli nie mogą sobie wybrać, jakie będzie to
ich niemowlę. No, ale przecież wspomniałem już, że dzieci się u nich
nie zamawia. Napisali mi, iż jednak potrafią w pewien sposób wpływać na
całokształt swojego dziecka. Ten swój wpływ nazywają „wychowaniem”.
Ciekawe, co by o tym sądził nasz ojciec? Bo gdyby swego czasu nie
zwizualizował swoich preferencji w stosunku do nas jako skłonności do
nadmiernej eksploatacji narządów myślowych (tak to chyba można ubrać w
słowa), to pewnie nie miał by kto kontynuować jego odkryć.
Twój Lem
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 27-05-2296
Bez przerwy czytam i powoli zaczynam rozumieć ich mowę. A nieustanna
lektura sprawia, że wzmaga się moja ciekawość i zadaję coraz więcej
pytań. Tubylcy zaś potrafią odpowiedzieć na każde z nich i są dla mnie
niewyczerpanym źródłem wiedzy. Wczoraj dowiedziałem się na przykład, jak
doszło do tego, że z naszego świata zniknęło zupełnie słowo. Zapewne
niewiele będziesz w stanie z ich wyjaśnień pojąć, jednak nie przejmuj
się. Ja jestem tutaj już dostatecznie długo, a rozumiem niewiele więcej
od ciebie. Oto, co mi napisali:
Najpierw pojawiły się audio-booki, czyli książki odbierane za pomocą receptorów słuchu. Audio-booki (w Słowniku Jedynego Języka z 2258 roku, tom 1: „A-Bambuko”, występują już pod okrojoną nazwą „a-booki”) miały za zadanie przybliżyć literaturę tym osobom, które z różnych powodów nie mogły czytać (niewidomi, dzieci w wieku przedszkolnym, osoby ze zdiagnozowanym analfabetyzmem przewlekłym). Potem były e-booki, z racji rozpętanej wokół nich akcji „Ratujmy sosny, świerki i buki – czytajmy wyłącznie e-booki!”, zwane również eko-bookami. W rzeczywistości ten rodzaj książki, eksponowanej na wszelkich ekranach, od telefonów po wyświetlacze kuchenek, miał się przyczynić do pomnożenia zysków producentów zarówno już istniejących sprzętów (promocje typu: „przy zakupie trzech bestselerowych powieści otrzymujesz gratis pralkę z e-book wyświetlaczem”), jak i firm wprowadzających na rynek własne nowinki techniczne (podpisywanie umów na wyłączność z topowymi pisarzami i rozpowszechnianie ich dzieł w zastrzeżonym formacie, możliwym do odczytu tylko za pomocą specjalistycznych e-book odtwarzaczy). Jednak postępująca minimalizacja wszystkich sprzętów oraz chęć zaspokojenia potrzeb potencjalnych nabywców, wymusiły na autorach skracanie tekstów do granic możliwości. Chodziło głównie o to, by pragnący pochłonąć w krótkim czasie jak najwięcej różnorodnych książek konsument, nie marnował cennej energii własnej na przewijanie palcem tekstu na ekranie. Wzorcem stało się więc zmieszczenie w jego obrębie co najmniej kilku powieści. Dlatego też ostatni z takich e-booków przeszedł najśmielsze oczekiwania zwolenników lapidarnej treści. Tekst wyświetlanej powieści wyglądał bowiem następująco: „ . ”. Ostatecznym wariantem były tak zwane z-booki (vide: SJJ 2258, t. 12: „Z-Zwerbalizować”), czyli książki przyswajane za pomocą powonienia. Ich kampanię reklamową przeprowadzono pod hasłem: „Od tej pory czytanie będzie tak łatwe, jak oddychanie”. Jednakże malkontenci, ironicznie parafrazując ten slogan, utrzymywali, iż raczej „Od tej pory wszyscy będą mieli książki w nosie”. I rzeczywiście. Ów wynalazek okazał się kompletnym niewypałem. Nie pomogły rozpaczliwe próby ratowania sytuacji i zaangażowanie w sprawę potentatów branży kosmetycznej. Nawet desperackie kroki, choćby wkomponowanie w nazwy znanych perfum nazwisk pisarzy, nie wpłynęły pozytywnie na popyt. Z-booków w rodzaju Baudelaire no 5, nikt nie chciał niuchać. Tymczasem postępowała stopniowa degradacja i redukcja słowa. Okazało się, że jego funkcję z powodzeniem może przejąć obraz. Wyglądało to prawie tak, jakby cywilizacja ludzka cofnęła się do czasów pisma obrazkowego, z tą różnicą, że sama forma graficzna słów uległa całkowitej atrofii. Jednocześnie jednak dalszy rozwój technologii pozwolił zastąpić niemal bezużyteczną mowę zupełnie nieabsorbującą czynnością transferu zwizualizowanych myśli, przy czym należy zaznaczyć, iż myśli te ograniczały się tylko do elementarnych skojarzeń, pozbawionych głębszej refleksji.
No cóż, moja droga siostro, pewnie sporą część napisanych dzisiaj słów widzisz po raz pierwszy. „Bambuko”, „malkontenci”, „zwerbalizować”, „atrofii” – co to w ogóle ma znaczyć? Ja zwykle usiłuję odczytać sens takich zagadkowych wyrazów z kontekstu, a i tak nigdy nie jestem do końca przekonany, czy właściwie. Dlatego notuję sobie co bardziej problematyczne słowa i proszę miejscowych o dodatkowe wyjaśnienia.
Najpierw pojawiły się audio-booki, czyli książki odbierane za pomocą receptorów słuchu. Audio-booki (w Słowniku Jedynego Języka z 2258 roku, tom 1: „A-Bambuko”, występują już pod okrojoną nazwą „a-booki”) miały za zadanie przybliżyć literaturę tym osobom, które z różnych powodów nie mogły czytać (niewidomi, dzieci w wieku przedszkolnym, osoby ze zdiagnozowanym analfabetyzmem przewlekłym). Potem były e-booki, z racji rozpętanej wokół nich akcji „Ratujmy sosny, świerki i buki – czytajmy wyłącznie e-booki!”, zwane również eko-bookami. W rzeczywistości ten rodzaj książki, eksponowanej na wszelkich ekranach, od telefonów po wyświetlacze kuchenek, miał się przyczynić do pomnożenia zysków producentów zarówno już istniejących sprzętów (promocje typu: „przy zakupie trzech bestselerowych powieści otrzymujesz gratis pralkę z e-book wyświetlaczem”), jak i firm wprowadzających na rynek własne nowinki techniczne (podpisywanie umów na wyłączność z topowymi pisarzami i rozpowszechnianie ich dzieł w zastrzeżonym formacie, możliwym do odczytu tylko za pomocą specjalistycznych e-book odtwarzaczy). Jednak postępująca minimalizacja wszystkich sprzętów oraz chęć zaspokojenia potrzeb potencjalnych nabywców, wymusiły na autorach skracanie tekstów do granic możliwości. Chodziło głównie o to, by pragnący pochłonąć w krótkim czasie jak najwięcej różnorodnych książek konsument, nie marnował cennej energii własnej na przewijanie palcem tekstu na ekranie. Wzorcem stało się więc zmieszczenie w jego obrębie co najmniej kilku powieści. Dlatego też ostatni z takich e-booków przeszedł najśmielsze oczekiwania zwolenników lapidarnej treści. Tekst wyświetlanej powieści wyglądał bowiem następująco: „ . ”. Ostatecznym wariantem były tak zwane z-booki (vide: SJJ 2258, t. 12: „Z-Zwerbalizować”), czyli książki przyswajane za pomocą powonienia. Ich kampanię reklamową przeprowadzono pod hasłem: „Od tej pory czytanie będzie tak łatwe, jak oddychanie”. Jednakże malkontenci, ironicznie parafrazując ten slogan, utrzymywali, iż raczej „Od tej pory wszyscy będą mieli książki w nosie”. I rzeczywiście. Ów wynalazek okazał się kompletnym niewypałem. Nie pomogły rozpaczliwe próby ratowania sytuacji i zaangażowanie w sprawę potentatów branży kosmetycznej. Nawet desperackie kroki, choćby wkomponowanie w nazwy znanych perfum nazwisk pisarzy, nie wpłynęły pozytywnie na popyt. Z-booków w rodzaju Baudelaire no 5, nikt nie chciał niuchać. Tymczasem postępowała stopniowa degradacja i redukcja słowa. Okazało się, że jego funkcję z powodzeniem może przejąć obraz. Wyglądało to prawie tak, jakby cywilizacja ludzka cofnęła się do czasów pisma obrazkowego, z tą różnicą, że sama forma graficzna słów uległa całkowitej atrofii. Jednocześnie jednak dalszy rozwój technologii pozwolił zastąpić niemal bezużyteczną mowę zupełnie nieabsorbującą czynnością transferu zwizualizowanych myśli, przy czym należy zaznaczyć, iż myśli te ograniczały się tylko do elementarnych skojarzeń, pozbawionych głębszej refleksji.
No cóż, moja droga siostro, pewnie sporą część napisanych dzisiaj słów widzisz po raz pierwszy. „Bambuko”, „malkontenci”, „zwerbalizować”, „atrofii” – co to w ogóle ma znaczyć? Ja zwykle usiłuję odczytać sens takich zagadkowych wyrazów z kontekstu, a i tak nigdy nie jestem do końca przekonany, czy właściwie. Dlatego notuję sobie co bardziej problematyczne słowa i proszę miejscowych o dodatkowe wyjaśnienia.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Nowe Gniezno 11-06-2296
W odpowiedzi na dręczące Pana wątpliwości, spieszymy z wyjaśnieniami,
mającymi na celu ich niechybne rozwianie, w rezultacie zaś zasianie
zwiastującego obfite żniwo ziarna całkowitej pewności (będącego
przeciwieństwem wyniszczających zarodków kompletnej niewiedzy), dzięki
któremu Pańska skołatana dusza osiągnie stan Sofii Absolutnej, a Pan
będzie mógł pretendować do miana Mędrca w comiesięcznym ogólnonarodowym
głosowaniu esemesowym (opłata = Bóg zapłać + vat). Oto zatem objaśnienia
niektórych terminów, które zaznaczył Pan jako problematyczne:
Zakręcili kurki – dosłownie: odcięli dopływ gazu. Zapewne chodzi tu o odcięcie dopływu gazu w 2037 roku, czyli odmowę dalszych kredytowych dostaw tego surowca przez Wielkie Prawosławne Carstwo Radzieckie dla sukcesywnie demoralizujących się krajów Europejskiej Wspólnoty Transakcji Bezgotówkowych.
Kacapy – niezmiernie obraźliwe określenie obywateli Wielkiego Prawosławnego Carstwa Radzieckiego, stosowane nagminnie przez propagandę Europejskiej Wspólnoty Transakcji Bezgotówkowych.
Strefa Gazy – wydzielone miejsce na wybrzeżu Morza Śródziemnego, gdzie w XX i XXI wieku istniało getto dla palestyńskich autochtonów, ciemiężonych przez żydonazistowskich okupantów.
Zimna Wojna – zamrożenie stosunków dyplomatycznych i ostateczne zerwanie wszelkich więzi pomiędzy PRL (Polską Rzeczpospolitą Liberalną) a RP (Rzeczywistą Polską), zwaną też Strefą Wykluczonych. Za faktyczny początek zimnej wojny powszechnie uważa się ukończenie budowy Wielkiego Muru Pogardy w 2061 roku.
Efekt cieplarniany – zjawisko nieprzerwanego podwyższania się temperatury Ziemi, wywołanego nadmierną emisją gazów cieplarnianych do atmosfery. Wskutek postępujących zmian klimatycznych stopniały całkowicie: lądolód Grenlandii, pokrywa lodowa Arktyki, lodowce Antarktydy, wieczna marzłoć Alaski, północnej Kanady i wschodniej Syberii, a nawet chłodnie Centrali Rybnej w Darłowie. Następstwami owych roztopów były:
a) gwałtowny wzrost poziomu wód mórz i oceanów, który spowodował globalną powódź w 2244 roku;
b) fakt, iż blisko osiem ton mrożonych tusz dorsza, śledzia i płastugi, zmieniło swój stan skupienia ze stałego na ciekły.
Jedynym trwałym lądem, jaki się ostał po tej przytłaczającej swym ogromem klęsce żywiołowej, jest wyspa Polska, zamieszkana przez naród podzielony na dwa organizmy państwowe – RP i PRL.
Bambuko – dawna wieś w niegdysiejszym województwie podlaskim (powiat sejneński), słynąca z tradycji snucia przez jej mieszkańców barwnych opowieści ustnych, zbliżonych w formie do prastarych ballad ludowych.
Malkontenci – osobnicy krytycznie nastawieni do dehumanizacji życia poprzez zaniechanie badań nad samorozwojem jednostki ludzkiej i skoncentrowanie się wyłącznie na doświadczeniach, mających przyczynić się do postępu techniki.
Zwerbalizować – przełożyć pozbawiony cech językowych strumień zwizualizowanych myśli na słowa.
Atrofia – zanik.
W powyższej egzegezie zdecydowaliśmy się zawrzeć również te wyrazy, które wymienił Pan w liście do siostry (o czym dowiedzieliśmy się, ponieważ regularnie sprawdzamy Pańską korespondencję pod kątem poprawności gramatycznej). Jednocześnie informujemy, że odpowiedzi na pozostałe pytania dotyczące kłopotliwych słów i wyrażeń (tj. żydomasoneria, Jasna Góra, ciemnogród, in vitro, in principio erat Verbum, miłość i Bóg) może Pan uzyskać podczas codziennej Mszy Świętej, odprawianej przez całą dobę o pełnej godzinie w Soborze Katedralnym pod wezwaniem Podwyższenia Tu-154.
Zakręcili kurki – dosłownie: odcięli dopływ gazu. Zapewne chodzi tu o odcięcie dopływu gazu w 2037 roku, czyli odmowę dalszych kredytowych dostaw tego surowca przez Wielkie Prawosławne Carstwo Radzieckie dla sukcesywnie demoralizujących się krajów Europejskiej Wspólnoty Transakcji Bezgotówkowych.
Kacapy – niezmiernie obraźliwe określenie obywateli Wielkiego Prawosławnego Carstwa Radzieckiego, stosowane nagminnie przez propagandę Europejskiej Wspólnoty Transakcji Bezgotówkowych.
Strefa Gazy – wydzielone miejsce na wybrzeżu Morza Śródziemnego, gdzie w XX i XXI wieku istniało getto dla palestyńskich autochtonów, ciemiężonych przez żydonazistowskich okupantów.
Zimna Wojna – zamrożenie stosunków dyplomatycznych i ostateczne zerwanie wszelkich więzi pomiędzy PRL (Polską Rzeczpospolitą Liberalną) a RP (Rzeczywistą Polską), zwaną też Strefą Wykluczonych. Za faktyczny początek zimnej wojny powszechnie uważa się ukończenie budowy Wielkiego Muru Pogardy w 2061 roku.
Efekt cieplarniany – zjawisko nieprzerwanego podwyższania się temperatury Ziemi, wywołanego nadmierną emisją gazów cieplarnianych do atmosfery. Wskutek postępujących zmian klimatycznych stopniały całkowicie: lądolód Grenlandii, pokrywa lodowa Arktyki, lodowce Antarktydy, wieczna marzłoć Alaski, północnej Kanady i wschodniej Syberii, a nawet chłodnie Centrali Rybnej w Darłowie. Następstwami owych roztopów były:
a) gwałtowny wzrost poziomu wód mórz i oceanów, który spowodował globalną powódź w 2244 roku;
b) fakt, iż blisko osiem ton mrożonych tusz dorsza, śledzia i płastugi, zmieniło swój stan skupienia ze stałego na ciekły.
Jedynym trwałym lądem, jaki się ostał po tej przytłaczającej swym ogromem klęsce żywiołowej, jest wyspa Polska, zamieszkana przez naród podzielony na dwa organizmy państwowe – RP i PRL.
Bambuko – dawna wieś w niegdysiejszym województwie podlaskim (powiat sejneński), słynąca z tradycji snucia przez jej mieszkańców barwnych opowieści ustnych, zbliżonych w formie do prastarych ballad ludowych.
Malkontenci – osobnicy krytycznie nastawieni do dehumanizacji życia poprzez zaniechanie badań nad samorozwojem jednostki ludzkiej i skoncentrowanie się wyłącznie na doświadczeniach, mających przyczynić się do postępu techniki.
Zwerbalizować – przełożyć pozbawiony cech językowych strumień zwizualizowanych myśli na słowa.
Atrofia – zanik.
W powyższej egzegezie zdecydowaliśmy się zawrzeć również te wyrazy, które wymienił Pan w liście do siostry (o czym dowiedzieliśmy się, ponieważ regularnie sprawdzamy Pańską korespondencję pod kątem poprawności gramatycznej). Jednocześnie informujemy, że odpowiedzi na pozostałe pytania dotyczące kłopotliwych słów i wyrażeń (tj. żydomasoneria, Jasna Góra, ciemnogród, in vitro, in principio erat Verbum, miłość i Bóg) może Pan uzyskać podczas codziennej Mszy Świętej, odprawianej przez całą dobę o pełnej godzinie w Soborze Katedralnym pod wezwaniem Podwyższenia Tu-154.
Rada Episkopatu RP
_________________________________________________________________________________
Nowe Gniezno 17-06-2296
Nauka chrześcijańska niezbicie dowiodła, że człowiek rodzi się z
grzechem pierworodnym i że całe jego ziemskie życie powinno skupiać się
na tym, ażeby ów grzech odkupić. Jednak w XX i XXI wieku, ustawiczne
odchodzenie od tego, czego nie da się objąć rozumem spowodowało, że
jedyną namacalną wartością na tym ziemskim padole, okazał się być
pieniądz. Rychło jednak i pieniądz się zdematerializował, przybierając
formę karty kredytowej. W rezultacie ówczesny człowiek rodził się już
nie z grzechem pierworodnym, a z saldem początkowym, które zaraz na
starcie przybierało wartości ujemne, i które przez resztę życia zmuszony
był spłacać. Tym sposobem żydomasoneria (a propos – czy był Pan już na
Mszy Świętej i czy pojmuje Pan sens tego słowa?) korumpująca świat
polityki i kontrolująca rynek finansowy, całkowicie ubezwłasnowolniła
zwykłego człowieka, albowiem jego byt ziemski nie był już uzależniony od
żmudnej pracy nad samym sobą, a od wysokości przyznanego kredytu, czyli
tak naprawdę od widzimisię rządzących światem bankierów i polityków.
Cała ta sytuacja przypominała zamierzchłe czasy, kiedy plemiona pogan,
by nie narazić się na gniew srogich bożków, oddawały im w ofierze
najcenniejsze dobra (podówczas były to głównie płody ziemi). W tamtym
świecie za implikacje bożego gniewu uznawano przede wszystkim negatywne
zjawiska pogodowe: burze i niszczycielskie wichury, susze lub nieustanne
ulewy, czyli kaprysy natury mające wpływ na nieurodzaj. Tysiące lat
później – w realiach samozwańczych bożków spod znaku ogólnoświatowej
finansjery, takimi implikacjami były już: kryzys gospodarczy, rosnąca
inflacja i postępujące bezrobocie. Ale rozgniewanego żydomasońskiego
bożka można było jeszcze udobruchać następną ofiarą. Zdecydowano się
zatem podwyższyć podatki, wywindować ceny produktów żywnościowych,
obciąć wynagrodzenia, renty, emerytury i wydatki na cele socjalne.
Zgromadzone w ten sposób oszczędności złożono przed ołtarzem
żydomasońskiego bóstwa, zaś doprowadzony do skrajnego ubóstwa lud w
jeszcze większym stopniu uzależnił się od banków, gdyż teraz
zaspokojenie nawet podstawowych potrzeb wymagało zaciągnięcia kolejnego
kredytu. Dzięki tej ofierze największe banki nie ogłosiły swojej
upadłości, a finansowy bożek mógł nadal niepodzielnie rządzić.
To nie jest żadna przypowieść, Panie Lem. To urywek historii naszego niegdyś wspólnego kraju. Geneza jego upadku i podziału. Żywimy nadzieję, że owe krótkie wprowadzenie, skłoni Pana do dalszego zgłębiania feralnych dziejów naszej rozbitej ojczyzny.
To nie jest żadna przypowieść, Panie Lem. To urywek historii naszego niegdyś wspólnego kraju. Geneza jego upadku i podziału. Żywimy nadzieję, że owe krótkie wprowadzenie, skłoni Pana do dalszego zgłębiania feralnych dziejów naszej rozbitej ojczyzny.
Rada Episkopatu RP
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 19-06-2296
Zaznajomiłem się właśnie z zabytkami tutejszego piśmiennictwa. Jakże
różnią się od tekstów odnalezionych przez ojca. Miejscowi mówią, że to
prapoczątki naszego wspólnego niegdyś języka, i że jeśli zamierzam go
dla PRL odzyskać, to powinienem zignorować nic nie warte (ich zdaniem)
odkrycia taty, wzorować się natomiast na tych dawnych zapiskach.
Konkretnie chodzi o to, by proces przywracania pisma i mowy, rozpocząć
od przeniesienia w nasze realia ich pierwotnej formy. Tubylcy są
przekonani, że jedynie w ten sposób, rekonstruując krok po kroku system
znaków i odpowiadających im dźwięków, uda nam się w bliżej nieokreślonej
przyszłości ich doścignąć, czyli wprowadzić w życie znacznie bardziej
zaawansowaną, współczesną postać języka. Trudno się z nimi nie zgodzić.
Ja wprawdzie, po żmudnych i długotrwałych badaniach, zdołałem niezgorzej
opanować to nowożytne pismo (i – jak mniemam – przekazać ci niemało z
nabytej tutaj wiedzy), jednak zwykły śmiertelnik, niezdolny do
nieustannego analizowania i wyciągania wniosków, nie przyswoi sobie ot
tak skomplikowanego i rozbudowanego słownictwa. Dlatego postanowiłem sam
stworzyć coś, co w swoim kształcie będzie przypominało ich zabytki
literackie (znacznie mniej skomplikowane i prostsze do przyswojenia), w
treści zaś powinno opowiadać o zdarzeniach właściwych dla naszego
świata. Przy okazji, przesiadując niemal cały czas w tutejszej
Bibliotece Narodowej (to takie pomieszczenie, w którym znajduje się
niezliczona ilość książek), dowiedziałem się, iż teksty literackie
posiadają różnorodne cechy własne, które decydują o ich klasyfikacji. Są
zatem wiersze, opowiadania, powieści, reportaże, eseje literackie i
wiele, wiele innych. Nie będę ci teraz tłumaczył, co jest co, ani czym
jedne różnią się od drugich, gdyż moje wyjaśnienia byłyby dla ciebie
zbyt zawiłe, i jestem przekonany, że niewiele byś z nich zrozumiała. Tak
czy siak, ja zamierzam właśnie napisać opowiadanie. Pierwsze w naszym
świecie, przecież u nas jeszcze nikt tego nie dokonał. Trzymaj więc za
mnie kciuki (czyli pierwszy palec od prawej w lewej ręce i pierwszy od
lewej w prawej).
_________________________________________________________________________________
Ѭ Ѭ Ѭ
_________________________________________________________________________________
Nowe Gniezno 22-06-2296
Z nieskrywaną satysfakcją odnotowaliśmy Pańskie szczere zainteresowanie
staropolszczyzną, jak również poczynione przez Pana próby literackie w
tej materii. Aż chciałoby się rzec: „Tak trzymać, młody chwacie!”. I
jeszcze: „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Gdyż właśnie ta głęboka
maksyma doskonale ilustruje upadek na samo dno ludzkiego jestestwa, jaki
się w Pańskim kraju dokonał. Otóż nic innego, jak propagowany przez
niegdysiejszą hołotę polityczną brak szacunku dla rodzimej tradycji,
spuścizny naszych wspólnych dziadów, naszej niepowtarzalnej kultury i
historii, oraz ślepe podążanie za obcymi trendami, za bezbożnym i
amoralnym zachodem, doprowadziły do podziału naszego niegdyś jednolitego
narodu, a w konsekwencji do kompletnego zdziczenia tej jego
odszczepieńczej części, która poddała się demagogii prozachodnich
krętaczy, czyli ojców założycieli PRL-u. Dlatego fakt, że Pan, sam
przecież dziecię owego niedorzecznego systemu, z zapałem oddaje się
odtwarzaniu języka naszych praprzodków, uradował nas w tak wielkim
stopniu. Czytając zaś Pańskie opowiadanie, co rusz nachodziły nas
refleksje o czasach minionej świetności, o czasach, gdy nasz zjednoczony
naród ramię w ramię podążał ku świetlanej przyszłości, nie zapominając
wszakże o swoich korzeniach i o pełnej blasku przeszłości. I podczas tej
naszej rzewnej zadumy nie mogło rzecz jasna zabraknąć prasłowiańskiej
perły, pierwszego zdania zapisanego w języku polskim, które nam się
nagle przypomniało: „Dam ci ja podbrzusze, a ty poczymaj”, czy jak to
tam było. Kończąc ten list owym wielce wymownym cytatem, życzymy Panu
dalszych sukcesów na niwie literackiej.
Rada Episkopatu RP
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 06-07-2296
Już wsio w ordnunku (jak mawiają tubylcy), i nie mam najmniejszych
powodów do frasunku. Mało tego, okazało się, że ów typ, który w moim
mniemaniu miał mnie śledzić, w rzeczywistości ma na głowie zupełnie inne
obowiązki. Otóż dosłownie kilka sekund po tym, jak skończyłem kreślić
na rewersie bibliotecznym poprzedni list, mój rzekomy prześladowca
podszedł do mnie i się przedstawił. Innocenty Delator, miło mi, zagaił.
Po czym rzekł:
Mam za zadanie chronić pańską personę non gratę przed ksenofobicznie usposobionym lumpenproletariatem. W zasadzie mogę śmiało stwierdzić, iż jedynie mojej dotychczasowej kurateli zawdzięcza pan fakt, że do tej pory jeszcze żaden gagatek nie dał panu do wiwatu.
I – zupełnie jakby czytał w moich myślach (lub przynajmniej zdołał zapoznać się z treścią ostatniego rewersu) – dodał:
Co zaś się tyczy regularnego sprawdzania korespondencji, to przypominam panu, iż o weryfikacji listów pod kątem poprawności gramatycznej był pan przez nas wcześniej poinformowany. A żaden szuler nigdy nie gra w otwarte karty. Natomiast w dalszym ciągu mojego monologu uzmysłowię panu, jak istotne jest stosowanie w praktyce reguł i prawideł gramatyki. Bo niech pan, panie Lem, sam pomyśli. Jeśli, na przykład, w którymś z listów adresowanych do pańskiej wielce szanownej małżonki, pardon, siostry, czy raczej konkubiny, pragnąc, powiedzmy, dać jej do zrozumienia, że czuje się pan pozbawiony przezeń autonomii, zamiast „daj mi swobodnie żyć”, napisałby pan „daj mi swobodnie rzyć”, to przecież, w danym kontekście, całkowicie wypaczyłby pan sens komunikowanej treści.
Na dodatek, ten mój urojony ogon, okazał się być bardzo sympatyczną osobą. Spędziliśmy razem prawie cały wieczór w jakimś barze, do którego sam mnie zresztą zaprowadził. Bawiłem się setnie. Centuś (przeszliśmy na ty), namówił mnie między innymi, bym po raz pierwszy skosztował miejscowego trunku, po którym niemal bez przerwy pokładałem się ze śmiechu, podczas gdy mój towarzysz raczył mnie coraz to kolejnymi anegdotami. Jak więc widzisz, tak wiele się tutaj dzieje, że absolutnie nie mogę narzekać na nudę i monotonię. Szkoda tylko, że ciebie ze mną nie ma. Po powrocie będę miał ci tyle do opowiedzenia.
Mam za zadanie chronić pańską personę non gratę przed ksenofobicznie usposobionym lumpenproletariatem. W zasadzie mogę śmiało stwierdzić, iż jedynie mojej dotychczasowej kurateli zawdzięcza pan fakt, że do tej pory jeszcze żaden gagatek nie dał panu do wiwatu.
I – zupełnie jakby czytał w moich myślach (lub przynajmniej zdołał zapoznać się z treścią ostatniego rewersu) – dodał:
Co zaś się tyczy regularnego sprawdzania korespondencji, to przypominam panu, iż o weryfikacji listów pod kątem poprawności gramatycznej był pan przez nas wcześniej poinformowany. A żaden szuler nigdy nie gra w otwarte karty. Natomiast w dalszym ciągu mojego monologu uzmysłowię panu, jak istotne jest stosowanie w praktyce reguł i prawideł gramatyki. Bo niech pan, panie Lem, sam pomyśli. Jeśli, na przykład, w którymś z listów adresowanych do pańskiej wielce szanownej małżonki, pardon, siostry, czy raczej konkubiny, pragnąc, powiedzmy, dać jej do zrozumienia, że czuje się pan pozbawiony przezeń autonomii, zamiast „daj mi swobodnie żyć”, napisałby pan „daj mi swobodnie rzyć”, to przecież, w danym kontekście, całkowicie wypaczyłby pan sens komunikowanej treści.
Na dodatek, ten mój urojony ogon, okazał się być bardzo sympatyczną osobą. Spędziliśmy razem prawie cały wieczór w jakimś barze, do którego sam mnie zresztą zaprowadził. Bawiłem się setnie. Centuś (przeszliśmy na ty), namówił mnie między innymi, bym po raz pierwszy skosztował miejscowego trunku, po którym niemal bez przerwy pokładałem się ze śmiechu, podczas gdy mój towarzysz raczył mnie coraz to kolejnymi anegdotami. Jak więc widzisz, tak wiele się tutaj dzieje, że absolutnie nie mogę narzekać na nudę i monotonię. Szkoda tylko, że ciebie ze mną nie ma. Po powrocie będę miał ci tyle do opowiedzenia.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 13-07-2296
Goszczą mnie tutaj iście po carsku. Niedawno byłem chociażby na
ekskursji w tutejszym kurorcie – Zakopanem. I niemal bez przerwy
wylegiwałem się na plaży. Zakupiłem też nieco suwenirów w miejscowej
Cepelii, m. in. drewniany długopis-ciupagę z wyrytą kotwicą i napisem
„Ocean Bałtycki”. Aktualnie przebywam natomiast w Domu Pracy Twórczej.
Stworzono mi tutaj idealne warunki do pisania; rezydencja, w której
zostałem zakwaterowany wraz z innymi pisarzami, znajduje się na
ustroniu, z dala od wszelkiej cywilizacji, i jest dodatkowo odgrodzona
od świata solidnym parkanem. Nad naszym spokojem czuwają strażnicy,
którzy pilnują, by nikt postronny nie wtargnął na teren ośrodka i nie
zmącił naszego twórczego skupienia. Nam też nie wolno się pod żadnym
pozorem oddalać. Za to wręcz przymusza się nas do pisania. Na dzień
dobry musiałem wypełnić niezliczoną ilość kwestionariuszy. Nasz opiekun
wyjaśnił mi, że zbierają informacje, niezbędne do stworzenia mojej
przyszłej pisarskiej biografii. Tymczasem ja pracuję obecnie nad
kolejnym opowiadaniem. Ponieważ zaś w przypadku poprzedniego utworu
zupełnie umknął mi fakt, iż powinienem swoje dzieło jakoś nazwać, tym
razem nadrabiam zaległości i mam już wcale niezgorszy tytuł roboczy:
„Jak ocalał świat”. Rzecz będzie traktować o wielkiej powodzi z 2244
roku i o jej konsekwencjach. Póki co nie zamierzam ci jednak zdradzać
niuansów, gdyż niebawem powinienem zakończyć pracę. Wówczas prześlę ci
kompletne opowiadanie. Całuję.
_________________________________________________________________________________
Strefa Wykluczonych 22-07-2296
Doszedłem do wniosku, że należy za wszelką cenę zachować obydwa teksty,
które niegdyś odkrył nasz ojciec. Nawet jeśli miejscowi usiłują mnie
przekonać, iż nie są one warte złamanego grosza. Być może tak to się
przedstawia z ich perspektywy. Jednak z punktu widzenia narodu przez
stulecia pozbawionego mowy, owe odkrycia były pionierskie i bez
wątpienia należy im się eksponowane miejsce w przyszłej historii naszej
literatury. Twierdzę wręcz, że powinny odgrywać tę samą rolę, co ichnie
zabytki piśmiennictwa. Przy okazji zaś, przeglądając zbiory niewielkiej
biblioteki w Domu Pracy Twórczej, natrafiłem na pewien trop, który
dodatkowo utwierdził mnie w przekonaniu o bezcenności przynajmniej
jednego z tekstów. Otóż wertując opasłe tomisko zatytułowane „Słownik
Terminów Literackich”, znalazłem objaśnienie skrótowca „PL”. Wyobraź
sobie, że ów tajemniczy zbitek liter oznacza podmiot liryczny, czyli jak
gdyby bohatera jednego z najstarszych i najbardziej relewantnych dla
literatury gatunków – poezji. Okazuje się więc, iż najprawdopodobniej
nasz tatko natknął się na jakiś archaiczny wiersz. Niewykluczone też, że
jest to jedna z pierwszych pisarskich prób odtworzenia naszego
utraconego języka. Co zaś się tyczy drugiego tekstu, to nawet jeśli nie
posiada on żadnych walorów literackich, na zawsze pozostanie w mojej i
twojej pamięci, wszak zawdzięczamy mu swoje imiona. Przesyłam ci zatem
oba teksty, byś przechowała je do momentu mojego powrotu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
ZAŁĄCZNIKI:
2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz