niedziela, 25 listopada 2018


FLORA



Powiedział, że od tej pory to już tylko roślina. A kiedy spytaliśmy, jak się nią opiekować, odparł, że kształcił się na lekarza, nie na ogrodnika. Po pobycie w szpitalu była całkiem wysuszona, rzekłbym zwiędła, by użyć fachowego terminu. Zapakowaliśmy ją do bagażnika, niczym żywą choinkę, którą zawsze kupujemy na Boże Narodzenie. Czubek wystaje na zewnątrz, więc do szyi przywiązaliśmy czerwoną chorągiewkę. I jedziemy, na ulicy korek. Pora powrotów z pracy. Dobrze, że mamy domek z ogródkiem. Będzie ją gdzie położyć, a w zasadzie zasadzić. Doktor nie określił jakiego gatunku jest rośliną. Nie znamy też żadnego ogrodnika. Obcych lepiej nie pytać, bo zawsze wpuszczą człowieka w maliny. Ile głów, tyle opinii. Kupiliśmy po drodze ilustrowany atlas roślin, jednak na żadnym obrazku nie było babci Florentyny. Chwilowo zakopaliśmy ją do pasa w ziemi, uznając, że korzeń to jej bezwładne nogi. Przesadzamy ją w trakcie dnia, w zależności od położenia na niebie słońca. Podlewamy trzy razy dziennie wodą z węża, lecz nie wydaje się, by od tego kwitła. Dostała tylko gęsiej skórki, ale wcale się nie trzęsie z zimna. Jeszcze w szpitalu lekarz uświadamiał nas, że nigdy już nie będzie reagować na bodźce. Przyłożyliśmy jej do czoła rozgrzane żelazko na próbę, ale efekt był podobny. Tylko czerwony ślad na czole, nie drgnęła jej nawet powieka. Jeden znajomy mówił, że słyszał kiedyś o takich kwiatach, co tańczą, kiedy im się zagra. Najlepiej na gitarze. Ponoć mówią na nie dzieci kwiaty. Babcia Florentyna też kiedyś była dzieckiem. W czasie okupacji niemieckiej służyła w harcerstwie. Gdy wybuchło powstanie zrobili z niej łączniczkę. Pomagała również jako pielęgniarka. A teraz nie ma z nią łączności i nie bardzo wiadomo, jak ją pielęgnować. Pozostawiona sama sobie jest bardziej bezradna od niemowlaka. Nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Nawet nie powie „a gu”. Nie zawoła „sisi” ani „kaka”. Jedynie zapach zdradza, że się posrała. Podobno kiedyś martwe rośliny wkładano między kartki książek, by je uwiecznić. Mówiono na to zielnik. Kiedy babcia była zdrową i rumianą dzieczynką, wołano na nią zdrobniale Flora. Może włożona do książki, gdzieś pomiędzy wierszami, na chwilę ożyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz