środa, 4 kwietnia 2018


ZAGŁĘBIE R. U. R.

Fragment książki reporterskiej „Raj dla grzeszników"



DOMIN: [...] Jak pani myśli, który robotnik jest w praktyce najlepszy?
HELENA: Najlepszy? Chyba ten, który... , który... , kiedy jest uczciwy i lojalny.
DOMIN: Nie, tylko ten najtańszy. Ten, który ma najmniej potrzeb. A młody Rossum wynalazł robotnika z najmniejszą ilością zachcianek. Musiał go uprościć. Wyrzucił wszystko, co nie służyło bezpośrednio pracy. Tak właśnie pozbył się człowieka, a stworzył robota."

Karel Čapek, R. U. R  – Roboty Uniwersalne Rossuma


Agencje pracy powstały po to, żeby naciągać pracownika. Na tym właśnie polega elastyczność  – kluczowe słowo w elementarzu współczesnego zarządzania. Musisz być bardzo elastyczny, żeby cię można było w nieskończoność naciągać. Żeby ci misiu-pysiu nie puściły szwy. Tak więc agencja naciąga nas, a my naciągamy pokrowce na fotele samochodowe dla Skody. Mlada Boleslav, centralne Czechy. Z pozoru senne i leniwe miasteczko, jednak japońskie wzorce zarządzania produkcją dotarły także do tutejszych fabryk i zrobiły swoje.  Just in Time  pracuje się bez wytchnienia, nie mając nawet czasu się wyciurać. Lepiej przed robotą zbytnio nie napełniać pęcherza, szczególnie czeskim piwem, którego się więcej z siebie wylewa, niż w siebie wlewa. Wszystko robi się tu ręcznie, żeby kosztowo wyprzedzić konkurencję. Wiadomo  praca ludzkich rąk jest tańsza od pracy maszyny. O maszynę trzeba dbać, regularnie przeprowadzać przeglądy, smarować, oliwić, konserwować. Jej żywotność zwykle wylicza się na długie lata. Kosztowała krocie, więc ma służyć jak najdłużej. A jedne ludzkie ręce można przecież wymienić na drugie. Nie ważne czy za rok, za miesiąc, czy choćby dzisiaj. Ważne, że są tanie, a taniocha ma to do siebie, że szybciej się zużywa. W tej agencji pracy nie musiałem przejść nawet badań lekarskich. Po co, jeśli nie bierze się pod uwagę mojej żywotności. Zatem naciągamy opuchłymi palcami te wszystkie materiały, żeby wymagający klient mógł potem usadowić na nich swe cztery litery. A im bardziej wymagający klient, tym większy ból palców, bo najciężej naciąga się obicia skórzane. Tak jakby te dodatkowe odciski i rany na dłoniach miały w nas obudzić świadomość klasową. Odpoczywa się przy parcianych pokrowcach dla biedoty  to twój ziomek, ciułający korony na dziesięcioletnie raty za najtańszy model, pochyla nad tobą głowę. Brygada jest międzynarodowa: Czesi, Słowacy, Ukraińcy, Węgrzy, Bułgarzy, Rumuni, Polacy... Praktycznie cała Europa Środkowa, choć może lepiej byłoby powiedzieć, że to ta Europa, której bogaty Zachód pokazuje swój środkowy palec. A ty po pracy, polegającej na ręcznym naciąganiu skórzanego obicia dla jakiegoś Johna-Francois-Helmuta, nie masz nawet siły wyprostować palca. Sama robota wygląda tak: palcami obu dłoni rozciągasz pokrowiec, nakładasz go na piankę i szkielet, zaczepiasz plastikowy rant obicia o metalowy szkieletu, przytrzymujesz to wszystko ręka, od dłoni aż po łokieć, zapierając się przy tym całym ciężarem ciała, a potem walisz ile wlezie wzdłuż i wszerz gumowym młotkiem, żeby przytwierdzić oba ranty do siebie. Ciężki wysiłek uprzyjemnia nam muzyka, dobiegająca z zawieszonego nad linią produkcyjną głośnika. Hit Radio Pop-Rock. Dla każdego coś miłego. Słodziutka papka dla misia-pysia. Więc uśmierzamy ból śpiewem, tak jak to czynili czarnoskórzy niewolnicy na plantacjach bawełny. W tle leci przebój Hoziera – Take me to Church. I was born sick, but i love it. Command me to be well – śpiewa irlandzki piosenkarz, a my odpowiadamy mu chóralnym Amen!. I gumowymi młotkami wystukujemy rytm na czarnych skórach, poświęconych dla Johna-Francoisa-Helmuta. Urodziliśmy się chorzy, urodziliśmy się w gorszej Europie i jest nam z tym dobrze. Dajcie nam zdrowy wycisk! To nasz robotniczy gospel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz